Wpadam do środka, trzaskając drzwiami, bez wcześniejszego umówienia się. Opadam na krzesło i szlocham przez pół godziny opowiadając na temat swoich problemów. Na koniec podsumowuję, życie jest okropne, Radek jest dupkiem, baloniki nie sprawiają radości. Jak żyć, żegnam się na zawsze.
Lekarz zachował się świetnie, po pierwsze nie przerwał mi ani razu, a po drugie w ogóle wyglądał jak Święty Mikołaj. Powiedział:
- Proszę nie płakać. Czy zna się Pani na księgowości? Życie jest jak bilans: aktywa, pasywa, jeśli gdzieś jest strata, to gdzieś jest zysk. Tak działa bilans, prawda? Na przykład, czy kupiliście z Radkiem lodówkę?
- Kupiliśmy - szlochałam.
- To wszystko aktywa, mniej pieniędzy, więcej środków trwałych - lodówek.
- Nie - powiedziałam - proszę opowiedzieć o innych rzeczach, o wartościach niematerialnych. Wczoraj Radek powiedział mi, że zostawia mnie i że zabiera koszyk, obraz, tekturkę i małego pieska rzadkiej rasy, a także mieszkanie oraz woźnicę i powóz. Co robić?
- W porządku, mówi lekarz, niech zabiera. Obrazu trzeba pilnować, woźnicę nakarmić, a łysy pies nie podobał się Pani, więc teraz zamiast Radka ma Pani w pasywach majątek: doświadczenie życiowe i sarkazm. Zobowiązanie długoterminowe.
- Zobowiązanie? - pytam.
- Prawie nie ma. Jeździliście do domu teściowej?
- Jeździliśmy - szepczę.
- Czy musiała Pani tolerować jego kolegów z pracy?
- Nie chcę nic o nich słyszeć - szepczę jeszcze ciszej.
- Świetnie - mówi lekarz. - Jest spora oszczędność siły życiowej. Zgromadzi Pani środki, wykorzysta Pani doświadczenie życiowe.
- W porządku, - ocieram zaschnięte łzy, - dziękuję panie doktorze, już czuję się lepiej. Czy Pana wynagrodzenie mogę zaliczyć jako aktywa czy jako pasywa?
- Nie jestem lekarzem, - powiedział mężczyzna - Jestem księgowym. Sporządzam tu bilans. Pan doktor będzie jutro.
Główne zdjęcie: leprechaun.land