Opowieść o tym, że życie potrafi nieźle namieszać:

Wszystko układało się pomyślnie, żona była bardzo piękna, trójka dzieci, biznes rozwijał się w tak szybkim tempie, że miałem dobre przychody i nie zwracałem na siebie zbytniej uwagi innych ludzi... Na początku nawet nie mogłem w to uwierzyć, potem się przyzwyczaiłem i pomyślałem, że tak będzie zawsze.

Potem w moim życiu wszystko się zmieniło. Zaczęło się od mojego najstarszego syna...

Rodzice wychowali mnie jak należy, w miarę dorastania zostałem pouczony, że mam wybrać sobie miłą dziewczynę, która mi się podoba, ożenić się i założyć rodzinę. Tak też zrobiłem i nigdy tego nie żałowałem. Tego samego uczyłem swoje dzieci. Tylko, że czasy się zmieniły i teraz są różne dziewczyny. Mój syn nie może znaleźć sobie dziewczyny, która będzie mu patrzeć w oczy, a nie do portfela lub spodni. Ma pieniądze, zdobywa wykształcenie, jest przystojny, ale i tak nie może sobie nikogo znaleźć. Cierpi z tego powodu i my się o niego martwimy, czyli w domu wcale nie było wesoło.

Było coraz gorzej. Moja teściowa zachorowała, położyli ją do szpitala, a tydzień później zmarła. Płakaliśmy...

Teść został sam, nie radził sobie zbyt dobrze. Rodzice mojej żony to wspaniali lidzie. Postanowiliśmy zabrać teścia do siebie, mamy sporo miejsca w mieszkaniu. Moja żona jest szczęśliwa, dzieci są szczęśliwe, a on czuje się lepiej. Wszystko byłoby w porządku, ale!

Moja teściowa miała psa (czarnego teriera albo po prostu czarnego kundla). Zabraliśmy go również do siebie. Wszystko gryzł, również dzieci, kiepsko się zachowywał, w domu się załatwiał, wyprowadzaliśmy go we dwójkę. Dzwoniłem do specjalistów od szkolenia psów i wydałem mnóstwo pieniędzy, żeby nauczyli mnie jak należy się zachowywać, ale to nic nie dało. Podobno łatwiej byłoby go uśpić...

Ale... potem mój teść powiedział, że jeśli piesek umrze, to i na niego przyszedł czas. Zostawiliśmy psiaka. Dzieci chodziły latem w dżinsach i koszulach z długim rękawem: ukrywały przede mną ugryzienia, litując się nad dziadkiem. Jesienią pies kompletnie oszalał, tarzał się, wył. Okazało się, że trzeba go zabrać do groomera. Obeszliśmy wszystkie salony, nigdzie nie biorą takich złośliwych zwierzaków. Wreszcie ktoś wskazał nam jednego człowieka, który to zrobi. Zadzwoniliśmy, ustaliliśmy termin: o 7 rano.

Przyprowadzam go. Wciągam go do środka. Piesek wyrywa się. Wychodzi młoda dziewczyna. Mówię do niej, że zapłacę ile trzeba, można ze znieczuleniem (nawet pomyślałem, że nie mam już siły, nic się nie stanie jeśli umrze).

Bierze smycz z moich rąk, każe mi wrócić punktualnie o dziesiątej i spokojnie odchodzą. Przyjeżdżam punktualnie. Widzę jak ta drobna dziewczyna przycina sierść między palcami wspaniałego psa. Stoi na stole, wyprostowany, dumny, nie rusza się, trzyma swoją niebieską piłkę. Wpatrywałem się w niego. Dopiero gdy pies spojrzał na mnie, zrozumiałem, że to mój pies. Dziewczyna mówi do mnie:

- Dobrze, że jest Pan punktualnie, pokażę jak myć mu zęby i przycinać pazury.

Nie wytrzymałem, jakie zęby! Opowiedziałem jej całą historię. Zastanowiła się i powiedziała:

- Należy go zrozumieć. Pan wie, że jego właścicielka nie żyje, ale on nie. W jego mniemaniu zabrał go Pan z domu pod nieobecność jego właścicielki. Tym bardziej dziadek też pewnie być smutny. Ponieważ psiak nie może uciec, próbuje zrobić wszystko, żeby Pan wyrzucił go z domu. Proszę porozmawiać z nim, wytłumaczyć, uspokoić go...

Pojechaliśmy samochodem do domu teściowej. Otworzyłem mieszkanie. Opowiedziałem mu wszystko, oprowadziłem po mieszkaniu. Pies słuchał. Nie wierzył mi, ale nie rzucał się. Zabrałem go na cmentarz, pokazałem mu grób. Przyszedł sąsiad mojej teściowej. Otworzyliśmy butelkę, porozmawialiśmy. Nagle pies zrozumiał! Zaczął wyć, po czym położył się w pobliżu pomnika i leżał przez dłuższą chwilę, chowając pysk pod łapy. Nie popędzałem go...

Gdy podniósł się, ruszyliśmy do samochodu. Rodzina nie rozpoznała psa i na początku nie uwierzyła. Opowiedziałem im wszystko, o tej dziewczynie, że przekonała mnie i co z tego wynikło. Mój syn nie zdążył wysłuchać do końca, chwycił kurtkę, kluczyki od samochodu i poprosił o adres, gdzie pracuje ta dziewczyna.

- Po co ci to - pytam.

- Tato, ożenię się z nią.

- Odbiło ci - mówię. Nawet jej nie widziałeś. Może nie jest w twoim typie.

- Tata, skoro zrozumiała sytuację psa, to czy mnie nie zrozumie?

Tak czy inaczej, trzy miesiące później wzięli ślub. Obecnie dorasta trójka wnuków. Co z psem? Wierny, spokojny, posłuszny, niesamowicie inteligentny stary pies pomaga je niańczyć. Wieczorami czyszczą mu zęby.

Główne zdjęcie: fit4brain.com