Mauro Prosperi to prawdziwy włoski bohater. Postanowiliśmy dowiedzieć się, jak ten człowiek poradził sobie z przetrwaniem na pustyni.

W '94 Prosperi, który wcześniej ćwiczył wielobój, za radą przyjaciela postanowił wziąć udział w 250-kilometrowym „Sand Ultra Marathon” na marokańskiej pustyni. Ten wyjątkowy i wymagający wyścig trwał sześć dni, a świetnie wyszkolony Mauro miał wszelkie szanse na zwycięstwo. Ale los postanowił inaczej.

Wszystko szło dobrze i czwartego dnia Prosperi miał udany start z innymi maratończykami. Biegł czwarty i bardzo chciał wyprzedzić pierwszych biegaczy. Łącznie na ten etap przeznaczono 36 godzin, a ci, którzy nie zmieściliby się w tym czasie, zostaliby wyeliminowani.

foto: lemurov.net

Nagle na pustyni pojawił się wiatr, który przybrał na sile i szybko zamienił się w prawdziwą burzę piaskową. Mauro, z powodu piasku lecącego na niego z ogromną prędkością i minimalnej widoczności, nie mógł biec dalej. Postanowił przeczekać burzę piaskową, która trwała w sumie osiem godzin. Prosperi zakrył twarz chustą i schronił się na wydmach.

Kiedy burza ucichła, Mauro był gotowy do dalszej drogi. Wziął mapę i kompas, ale zorientował się, że zła pogoda zmieniła teren tak bardzo, że nie można już odnaleźć drogi. Postanowił poczekać na pozostałych biegaczy i podążyć za nimi do mety. Ale nikogo nie zobaczył. Wspinając się na jedną z wydm, 39-letni mężczyzna widział wszędzie tylko piasek.

foto: lemurov.net

Pod koniec drugiego dnia nad Prosperi przeleciał helikopter, ale pilot nie zauważył biegacza. Mauro zrozumiał, że nie ma sensu czekać na pomoc. Był dobrze przygotowany do pustynnego maratonu i postanowił kontynuować. Mógł iść tylko wieczorem i rano, kiedy nie było palącego słońca. Po drodze Mauro znajdował jaszczurki i węże, które zjadał na surowo, aby zdobyć nie tylko pożywienie, ale i wodę we krwi. Jedzenie z plecaka szybko się skończyło. Prosperi musiał nawet pić swój własny mocz, ale ten również zniknął z powodu odwodnienia. Mężczyzna podtrzymywał energię za pomocą specjalnych tabletek, a także przyjmował lek na biegunkę.

foto: lemurov.net

Mauro zawędrował do domu dawno zmarłego muzułmańskiego starca, gdzie postanowił zostać i zjadł kilka nietoperzy. Tam ukrył się na jakiś czas, zerknął na samolot, który go nie zauważył, a nawet rozpaczał. I wtedy maratończyk przypomniał sobie radę tubylców z plemienia Tuaregów, którzy radzili, aby podążał za chmurami na niebie, prowadzącymi do najbliższej osady.

Prosperi podążał za chmurami przez wiele dni, łapiąc i zjadając po drodze lokalną zwierzynę. Ósmego dnia w cudowny sposób natknął się na oazę i ugasił pragnienie. Później Mauro znalazł się w pobliżu domu Berberów, gdzie zaopiekowano się nim. Następnie został zabrany przez miejscową policję na posterunek. Wtedy rozpoznano wycieńczonego biegacza, który stracił szesnaście kilogramów wagi. Wylądował w Algierii.

Mauro wędrował po pustyni przez dziesięć dni. Próbował nawet popełnić samobójstwo, ale krew szybko zakrzepła i nie chciała wypłynąć z jego żył. Tylko myśl o żonie i trójce dzieci dodawała Prosperiemu sił. Dotarł do domu, miał problemy z wątrobą. Przez pierwsze trzy miesiące mężczyzna jadł tylko płynne pokarmy i przez około dwa lata wracał do zdrowia. Później jednak ukończył jeszcze osiem maratonów i niejednokrotnie przyznawał, że pustynia jest jego pasją. I to właśnie ona prawie odebrała Mauro życie.

Główne zdjęcie: lemurov.net