Wszyscy mówili, że to nieszczęście, najpierw zmarł jej mąż, a potem wyrzucono ją z mieszkania. Nawet jeśli było to zgodnie z prawem, nie było to ludzkie. Biedactwo, biedactwo - mówili wszyscy - gdzie ona teraz pójdzie? Wrzuciła walizkę do samochodu i pojechała na wieś. Ma miejsce, do którego może wrócić - stary dom rodziców.

Jak się czujesz, córeczko, jesteś tam sama - szlochali rodzice będąc w gorącej Hiszpanii. Ona znalazła psa na drodze. Był ślepy. Ktoś zostawił go na pastwę losu, a ona zrozumiała, biedactwo. Pojechała z nim do domu i przez całą drogę mówiła: „Dobrze, że cię znalazłam, co za błogosławieństwo” - i ocierała łzy.

Co ona będzie robić w wiosce, zastanawiali się wszyscy, czy zacznie teraz płakać nad swoim nieszczęśliwym życiem? A ona patrzyła na zarośnięte podwórko i zastanawiała się, jak szybko słaba, mała kobieta będzie mogła zamienić go w kwitnący ogród.

Wszyscy myśleli, że na pewno wróci do miasta. A ona umyła podłogę, powiesiła dywanik na ścianie i zrobiła herbatę. Miała haftowane firanki w oknach, dym wydobywający się z komina, kaszę gotującą się w piecu, ciasto na stole, psa leżącego na ganku, wygrzewającego się w słońcu.

Wszyscy byli pewni, że umrze z nudów w wiosce. Ale ona podłączyła Wi-Fi, znalazła pracę, zaczęła zarabiać. Zrobiła porządek na swoim podwórku, zasadziła jabłonie, róże, marchew, biega do lasu po poziomki. Rano kąpie się w jeziorze, wieczorem siedzi na ganku z filiżanką herbaty, podziwiając zachody słońca.

Wszyscy się dziwią, jak dobrze sobie radzi na wsi. A ona głaszcze psa po głowie, drapie go za uchem i czasem płacze z litości nad ślepym strażnikiem. Kiedy zaoszczędziła trochę pieniędzy, zabrała psa do weterynarza. Lekarz był taki miły. Powiedział, że chociaż operacja w tym przypadku nie pomoże, ale nie należy się tak bardzo martwić, bo sam pies z powodu ślepoty nie cierpi, traktuje to spokojnie. Nie jest to dla niego koniec świata i nie jest to katastrofa. Jeśli i cierpi, to tylko z powodu zdrady właścicieli. Po prostu go kochaj, to wystarczy, żeby czuł się potrzebny i szczęśliwy oraz żeby przystosował się do nowego życia. Przepisał oczywiście kilka zabiegów, ale tylko po to, by poprawić ogólny stan zdrowia. Lekarz był bardzo uprzejmy i powiedział, że z chęcią zobaczy ich ponownie i dał im swój numer telefonu...

Któregoś dnia zadzwoniła. Tak po prostu. Opowiedziała mu o pięknym zachodzie słońca, o jeziorze, o herbacie z liśćmi porzeczki, o tym, że ślepy pies nie zostawił jej czasu na depresję i użalanie się nad sobą, a przywrócił chęć do życia i cieszenia się każdym dniem. Okazało się, że doktor też chciał cieszyć się życiem, ale tylko razem z nimi.

Już w lutym wszyscy mówili o jej ślubie. Oni kupili nowe tapety i jasne zasłony i remontują jeden mały pokój, zbliża się potrzeba przytulnego dziecięcego pokoju. Wieczorami spokojnie piją herbatę z dżemem truskawkowym, spacerują z psem po ośnieżonych ścieżkach i podziwiają zimowy las.

Kochani, jeśli jest wam trudno w tym ogromnym, obcym, obojętnym świecie, zróbcie sobie swój własny mały, powieście dywanik, zróbcie herbatę i bądźcie szczęśliwi.

Główne zdjęcie: leafclover.club