Dzięki za ciekawą opowieść!

Moja bardzo energiczna i ekscentryczna babcia ma kota, znalezionego gdzieś w śmietniku, a więc wychowanego w ideałach wolności i prawa do pełnego wyrażania siebie.

Kiedy pewnego dnia babcia (w wieku 79 lat!) postanowiła odwiedzić kurort narciarski, nie zastanawiając się zbyt długo, wzięła swojego zwierzaka o rzadkim imieniu Wasia i zostawiła go u mnie, nie pytając o zgodę ani moją, ani Wasi.

Wasia był przerażający – wielkie i bezczelne zwierzę. Mordka była w bliznach, rozerwane ucho – miał łaciate umaszczenie. Może kiedyś był rudy, ale dziewięciu kilogramów żywego demona nawet babcia nie mogła porządnie umyć. Wasia chodził na dwór jakby do pracy, aż w okolicy nie pozostał ani jeden kot, a przy wejściu czekał na niego z szacunkiem tłum kotek z rudymi kociętami.

Dostałam informację, jak należy obchodzić się z delikatną kocią psychiką, pewną sumę pieniędzy na karmienie tego wspaniałego kotka i pożegnaliśmy się – babcia z kotem, ja - z pokojem i ciszą. Kot odprowadził babcię do drzwi, wydał z siebie ostatnie miauknięcie i wtedy się zaczęło...

Próbowałam go karmić, zabawiać, wreszcie wypuścić na spacer. Nie, usiadł na szafce i miauczał tak głośno, że sąsiedzi przyszli zapytać o mój nowy sprzęt akustyczny. Musiałam użyć mopa, ponieważ nic innego nie działało.

O drugiej w nocy udało mi się zwyciężyć. Siedząc w kompletnie zdewastowanym mieszkaniu, patrzyłam, jak mój puchaty przyjaciel słodko śpi w mojej ikebanie, a raczej w tym co z niej zostało.

Ranek zaczął się przepięknie - od wylądowania dziewięciu kilogramów słodkiego kota na moim ciele. Czy kiedykolwiek udało się Tobie to doświadczyć? Zapewniam Cię, że to potrafi szybko obudzić!

Dążenie Wasi, by uczynić mnie bardziej wysportowaną, przebiegało powoli, ale skutecznie. Za trzecim razem, gdy upadłam na korytarzu (gdy coś nagle wpadło pod moje nogi, albo ktoś spadł z antresoli), musiałam sobie przypomnieć wszystko o treningu fizycznym. Nie, on niczego nie niszczył i nie załatwiał się byle gdzie. Bawił się ze mną jak z nową myszką i sprawiało mu to ogromną przyjemność.

Poważnie mówię, siadał i uśmiechał się! Po tygodniu nauczyłam się robić uniki. Wasi to niezbyt się podobało, ale szczerze przyznawał się do swoich porażek i odwracał wzrok, ale nie przestawał mnie męczyć.

Walka była męcząca, więc postanowiłam go przekupić. Wiedziałam, że Wasilij szanuje świeże, surowe mięso (konserwy to konserwy, a drapieżnik jest jednak drapieżnikiem). Obdarowując puchatego zwierzaka mięsem na kolację pomyślałam, że w końcu uda mi się porządnie wyspać.

Cóż za wspaniałe przebudzenie. Obudziłam się w całkowitej ciszy. Przeciągnęłam się, przewróciłam na bok, wsunęłam rękę pod poduszkę i podskoczyłam z krzykiem. Coś się tam ruszało.

Na wpół nieprzytomny wróbel, który był cały w ślinie. Obok siedział zadowolony kot.

- Niespodzianka - powiedział Wasia.

I tak właśnie się działo. Przegrywam – głośno miauczy, żądając mięsa. Udaje mi się zrobić unik - cisza, ale rano, gdy otwieram oczy, widzę na poduszce tłustego szczura czy coś również obrzydliwego, a obok zadowoloną mordkę kota. Wasia szczerze nie rozumiał, dlaczego nie przyjmuje uczciwie zarobionych nagród. Wasia był bardzo uparty.

Ustąpiłam w tej nierównej walce. Posłusznie przewracałam się, nie krzyczałam, nie zwracałam uwagi na kota biegającego po ścianach, karmiłam go tylko suchą karmą, przestałam dawać mu świeże mięso. Był zdziwiony, chodził za mną wszędzie, patrząc mi w oczy, nawet postanowił znowu głośno miauczeć - byłam nieugięta. Później, doszedłszy do pewnych wniosków, wydał z siebie bardzo naturalne chrząknięcie i poszedł na spacer.

Wasia „wychodził na spacer” po balkonach, żeby nie być od nikogo zależnym i wracał tą samą drogą.

Rano słyszę dziwne odgłosy, coś uderzającego o metal. Wyglądam na zewnątrz i widzę Wasilija, który z ogromnym jesiotrem w zębach próbuje wspiąć się na balkon. Ślizga się, ale nadal próbuje. Mówię mu: „Rzuć rybę, głuptasie, bo spadniesz”.

Wskakuje na sąsiedni balkon, odgryza kawałek i ponownie wspina się w moją stronę z dużym kawałkiem jesiotra. Dumnie przechodzi obok mnie i kładzie go przy moim łóżku. Siada, jakby chcąc zapytać:

- Czy teraz wszystko jest w porządku?

Nigdy nie dowiedziałam się, kto zostawił rybę na balkonie.

Wasia wrócił do swojego domu, ale ja nadal boję się odwiedzać babcię. Natomiast Wasia jest zadowolony kiedy przychodzę, przynajmniej tak mi się wydaję, patrząc na jego uśmiechniętą mordkę.

Główne zdjęcie: storyfox.ru