Tego dnia było bardzo gorąco. Pies spokojnie czekał, aż razem z synem ubierzemy się do wyjścia na spacer. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, Chuck natychmiast pobiegł rozejrzeć się za najbliższymi krzakami. Zajęłam się ogródkiem, a Artemka poszedł do piaskownicy.

Postanowiłam zrobić sobie małą przerwę, usiadłam na ławce i z uśmiechem obserwowałam Artema. Jechał na rowerze, a Chuck biegł obok niego.

Uznając, że pies może przez przypadek popchnąć chłopca, zawołałam Chucka do siebie, a on opuścił głowę i zaczął iść w moim kierunku, siadając obok mnie, ale nadal uważnie obserwując Artemkę.

Znowu zajęłam się ogrodem i na chwilę straciłam syna z oczu. W tej samej sekundzie rozległo się niespokojne szczeknięcie. Odwróciłam się w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą bawiło się dziecko, ale jego tam nie było.

Natychmiast rzuciłam się na dźwięk szczekania. Gdy skręciłam za róg, zobaczyłam następujące: Artem wlazł na drabinę i mógł spaść. Chuck stał jak strażnik i wciąż szczekał.

Po ściągnięciu Artemki z drabiny, Chuck podszedł do niego będąc pełen radości. Zaczął lizać ręce chłopca i merdać ogonem, a potem nagle warknął. Ale warczenie nie było agresywne; pies po prostu wyrażał swoje niezadowolenie z zachowania chłopca.

Przytuliłam mocno syna i Chucka, a łzy napływały mi do oczu. Nie mogłam przestać myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby nie pies. Sama myśl o tym była przerażająca.

- Dobra robota, Chuck - wyszeptałam i podrapałam psa za uchem.

Wiem, że istnieją psy, które ratują, ale są one do tego szkolone, a nasz Chuck nie ma takich umiejętności, a mimo to wyczuł, że jego mały przyjaciel ma kłopoty i zaczął wzywać pomoc.

Teraz wiem, że mój syn ma najlepszego strażnika.

Główne zdjęcie: domuspexa