Tak to już jest - dopiero wieczór i rodzina zasiada do kolacji, a potem... jest jesień. Trzydzieści lat później, a tuż za nimi...

Emerytura. Całe życie zleciało. Moja żona już dawno nie żyje, a dzieci... Od dłuższego czasu mają własne życie. Wpadają raz na jakiś czas. Przyjeżdżają ze swoimi dziećmi, aby je pokazać. Rzadko przyjeżdżają, ale on czeka...

Został sam. Całkiem sam. Do czego nie był przyzwyczajony. Cały czas coś robił, a tu wszystko się zmieniło. I zrobiło mu się smutno.

Nagle pojawiły się u niego różne choroby. Może miał wcześniej, ale kto zwraca na to uwagę?

Najgorsze były myśli, które nie dawały mu spać w nocy. O sensie życia. A może raczej o tym, na czym polega sens jego życia? Dlaczego się urodził i żył przez te wszystkie lata? Mrówki, pszczoły, ptaki i wszelkiego rodzaju zwierzęta również żyły, rozmnażały się, opiekowały się swoimi młodymi.

Więc jaka jest różnica? Różnica między nim a tymi zwierzętami? Po co on żył? Kogo zapytać? Ach, te myśli w nocy...

W tym momencie zobaczyła go sąsiadka z pierwszego piętra, która również od dłuższego czasu była wdową.

- Dlaczego tak stoisz w drzwiach? - zapytała.

Nagle zauważył, że stoi przy windzie, jego ręka zastygła w powietrzu przed przyciskiem. Opuścił rękę i westchnął ciężko. Kobieta spojrzała na niego i powiedziała:

- Dobrze. Chodźmy do mnie i napijmy się herbaty. Porozmawiajmy.

Weszli do jej mieszkania i usiedli przy małym stole w kuchni. Z torby wyciągnął małe ciastko waflowe, które kupił do domu. Gorąca, mocna herbata i cisza sprawiły, że poczuł jak jest mu zarówno dobrze, jak i bardzo smutno. Zaczął mówić.

Mówił długo. Długo i chaotycznie. Nie wiedział, co próbuje wyjaśnić. Sąsiadka słuchała, pozwalając mu mówić, a następnie po prostu zaprosiła go, by jutro rano poszedł z nią.

Do schroniska. Dużego. Gdzie w klatkach mieszkało mnóstwo bezdomnych kotów i psów. W całym mieście zbierano pieniądze na jedzenie i leki. Kto ile może. Ale trzeba było tam pracować codziennie.

Kto może pracować, jeśli musi utrzymywać swoją rodzinę? Zbierali się tam więc emeryci, wolontariusze, a także ci, którzy mają urlop.

Nie mając nic do roboty i w nadziei na odwrócenie uwagi od swoich myśli, postanowił pójść. O ósmej rano sprzątał, nosił wiadra. Potem chodził na spacery, najpierw z psami, potem z kotami. I tak mijały kolejne dni. Bardzo szybko.

Tylko dlatego, że nie miał teraz czasu na myślenie. Wracał do domu zmęczony, jadł kolację z sąsiadką z dołu i kładł się spać. Mieszkali zarówno u niego, jak i u niej. Nie wiedział jak to się stało. To i tak nie miało znaczenia.

Znajdowali dla swoich podopiecznych nowe rodziny i cieszyli się, a potem... Do pustych klatek trafiały nowe zwierzaki. I tak w kółko. Tak mijał dzień za dniem.

I prawie nie było czasu dla dzieci i wnuków, które przyjeżdżały rzadko. Jednak nie było mu już smutno z tego powodu. W schronisku czekały na niego te oczy, które witały go z radością i nadzieją.

Czekali na miłość bardziej niż na jedzenie. Witali go i odprowadzali. Śnili się po nocach. Myśli o sensie życia i bezsensie jego istnienia odeszły na dalszy plan.

Wydawało się, jakby dopiero co zasiedli do obiadu z sąsiadką, a już była zima. Wydawało się, że dopiero co świętowali jego pierwszy rok pracy w schronisku, a już minęło dziesięć...

Pewnego pięknego wiosennego poranka, gdy miał już osiemdziesiąt cztery lata, znów zamiatał podłogę w schronisku, a kilka kotów podążało za nim. Zarówno beształ je, jak i głaskał. Ale z jakiegoś powodu nie chciały odejść od niego.

Zakręciło mu się w głowie, więc zostawił miotłę, wyszedł na zewnątrz i usiadł na małej ławce. Koty natychmiast wdrapały się na jego kolana i usiadły obok niego. Patrzyły mu w oczy i miauczały cicho. Mężczyzna uśmiechnął się. Głaskał je i patrzył na słońce. Czuł się dobrze...

Pół godziny później podeszła jego przyjaciółka. Przyjrzała się uważnie mężczyźnie, który z uśmiechem patrzył w niebo. Potem krzyknęła i rozpłakała się...

Usiadła obok niego, a koty przesunęły się na drugą stronę. Wzięła zimne dłonie mężczyzny w swoje i próbowała ogrzać je swoim ciepłem. Koty też wdrapały się na jej kolana. Jeden z nich zlizał łzy z jej policzków.

- On, on... On znalazł - zaczęła z jakiegoś powodu tłumaczyć kotom. - Znalazł swój sens życia.

Główne zdjęcie: pandda.one