Dom, który kupili moi rodzice, był przyczyną mojego rozwodu. Tak naprawdę nie chodziło tylko o niego. Ale wszystko się zaczęło z powodu tego zakupu. Szczerze mówiąc, wychodzę już z depresji: sześć miesięcy temu byłam w bardzo złym stanie. Ale to nie znaczy, że jestem znowu tą wesołą i pogodną dziewczyną, którą byłam przed ślubem. Mam nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normy i nie zapomnę o moim gorzkim doświadczeniu.

Tak się składa, że jestem jedyną córką moich rodziców. Dlatego cała ich miłość zawsze była skierowana tylko do mnie. Wzorowałam się na tacie: jest przystojnym mężczyzną, który nie ma kompleksów. Tak więc w wieku 17 lat zrezygnowałam z wszelkich diet i zdecydowałam, że mój książę pokocha mnie taką, jaką jestem. Mój ojciec ma własny biznes, odniósł spory sukces. Dlatego zawsze wszystko miałam, niczego mi nie brakowało. Jestem za to bardzo wdzięczna moim rodzicom.

Mama jest szczupłą, ciężko pracującą kobietą. Sama pochodzi ze wsi. Dlatego jej poglądy na życie zawsze się różniły od naszych z ojcem. Trzeba pracować fizycznie, produkty ze sklepu to trucizna. Nie ma nic lepszego niż kupienie produktów na targu. Jako dziecko strasznie nie lubiłam, gdy dawała mi tego typu rady, i pewnie dlatego wyrosłam na osobę, która wcale nie była szczupła, do tego nie lubiłam ciężko pracować. Tak to już jest.

Pan młody i prezent na ślub

Kiedy poznałam chłopaka, przez długi czas nie mówiłam mu, że moi rodzice są bogaci. Ale on nadal próbował mnie zdobyć, co zapewne sprawiło, że się zakochałam. Potem, kiedy w końcu zdałam sobie sprawę, że Leszek jest tym jedynym, postanowiłam powiedzieć mu całą prawdę.

Mój tata go polubił, a mama była zachwycona. Uważała, że najwyższy czas założyć własną rodzinę. Ogólnie rzecz biorąc, zaraz na przyjęciu weselnym rodzice oznajmili, że ich prezentem dla młodej pary jest dom, który jest bardzo blisko miasta. Leszek miał już samochód, więc lokalizacja, według mnie, była idealna.

Nasz dom miał wszystko, co potrzebne, aby wprowadzić się i cieszyć życiem. Nawet Internet był zapłacony z góry na cały rok. Telewizja również. Dlatego cieszyliśmy się z mężem życiem i niczego nam nie brakowało. Prawdę mówiąc, nie pracowałam i żyłam swoim najlepszym życiem.

Miałam pieniądze, by zamówić usługi sprzątania, a gotowałam w zależności od nastroju. W pobliżu jest wiele kawiarni i różnych lokali, które mają zniżki dla stałych klientów. Nie chciałam być żoną, która ciągle sprząta i zajmuje się domem.

Leszek jeździł do pracy - pośrednik nieruchomości jest zobowiązany do tego, by często się spotykać z klientami. I to mi odpowiadało. Co prawda nie zarabiał zbyt dużo. Ale miałam nadzieję, że tata w końcu znajdzie dla niego pracę w swojej firmie. Dlatego nie martwiłam się zbytnio. No bo po co? Tyle że przez mamę wszystko się zmieniło. Czy może raczej jej chęć do tego, by przyzwyczaić nas do ciężkiej pracy. Taką jest osobą i nie winię jej za to.

Po prostu zaczęła przyjeżdżać do nas od czasu do czasu i pracować w ogrodzie, tak jak zawsze chciała robić. Przyjeżdżała i sadziła warzywa, a jednocześnie siedziała i rozmawiała z nami. Bardzo kocham moją mamę, więc jej wizyty zawsze były dla mnie miłą niespodzianką.

Tyle że Leszek dość szybko zaczął mieć ich dość. Chodziło o jego pracę, która była dość specyficzna i, prawdopodobnie, nietypowe dla niego warunki. Chciał, żebym czekała na niego po powrocie do domu i wszystko inne musiało zejść na dalszy plan.

Praca w ogrodzie

Mama ciągle mówiła: „Chodź, zięciu, pomóż mi. Weź grabie”. Tak, to był konflikt dwóch światów. Leszek zawsze mieszkał w mieście i nie potrafił zapewnić nam życia w luksusie. Mama, zwykła kobieta ze wsi, wydawała na taksówki więcej, niż można było uzyskać z największych zbiorów ogórków z naszego ogrodu. Ze względu na to, jak bardzo moi rodzice się różnili, przyzwyczaiłam się do tego. Ale mój mąż denerwował się na samą myśl o kopaniu ziemniaków, sadzeniu pomidorów, ogórków i innych rzeczy.

Ale bądźmy szczerzy. Podobało mu się to, że moja mama nigdy nie pytała go o awans zawodowy ani nie ganiła za inne błędy. Po prostu dla niej praca w ogrodzie sprawia przyjemność. Powiem więcej, kiedy mój mąż zaczął odmawiać pracy w ogrodzie, zaakceptowała to. Ale nie przestała przyjeżdżać. Zaczęliśmy się kłócić z mężem, a nawet słyszałam następujące: „Nie mogę odpocząć we własnym domu! Kiedy to się skończy?! Założę trawnik, będziemy grać w piłkę nożną!”.

Pewnego dnia zgodziłam się z nim. Powiedziałam - proszę bardzo. Ale zrób tak, żeby trawnik był piękny: dbaj o niego, by nasz dom był podobny do tych, w których mieszkają gwiazdy w Hollywood - nie mam nic przeciwko. Ale zrób to za własne pieniądze i kup też kosiarkę. Zachowuj się jak mężczyzna. Będę cię wspierać.

I właśnie potem wszystko się zmieniło. Leszek zaczął narzekać, że to ja nic nie robię, rodzice muszą mnie utrzymywać, a on nie ma zbyt dużo pieniędzy na takie bzdury. Nie rozmawialiśmy przez kilka dni. Potem, kiedy mama znowu przyjechała, on po prostu wsiadł do samochodu i gdzieś pojechał.

Psycholog nie był w stanie nam pomóc. Nawet mój tata próbował z nim porozmawiać, ale bez skutku. Mój mąż złożył pozew o rozwód, zabrał kilka swoich rzeczy. I to był koniec tej historii. Nie wytrzymaliśmy ze sobą nawet roku. Nie potrafiłam zrozumieć, co było tego powodem. Obwiniałam siebie, nawet własną matkę. Byłam głupia.

Podsumowanie

Teraz powoli dochodzę do siebie i zdaję sobie sprawę, że mój książę okazał się zwykłym łajdakiem. Może to i lepiej, że dowiedziałam się o tym tak szybko. Nawet nie wiem co się z nim teraz dzieje - wszystko mi jedno. Przy okazji dowiedziałam się pewnych rzeczy i teraz lepiej rozumiem, jakiego mężczyzny potrzebuję.

Za pierwszym razem mi się nie udało. Wszystko przychodzi z czasem. Moje następne małżeństwo będzie bardziej udane - jestem tego pewna. Dobrze sobie radzę, jeśli kogoś to zastanawia. Najlepiej uczyć się na własnych błędach - zawsze będę o tym pamiętać.

Główne zdjęcie: life