"Zawsze uważałam, że po ślubie należy mieszkać oddzielnie od rodziców. Inaczej utrzymanie normalnych relacji w rodzinie jest prawie niemożliwe. Poza tym czuję się spokojnie i komfortowo, gdy w mieszkaniu nie ma nikogo poza mężem i dzieckiem" - opowiada Kamila.

Tym bardziej nieprzyjemnie było dowiedzieć się, że kogoś może to nie obchodzić. Chodzi o moją teściową, która z jakiegoś powodu postanowiła, że od teraz moje mieszkanie jest jej domem. Dlatego przychodzi tu, kiedy tylko ma na to ochotę.

Przez te sześć miesięcy zdążyła mnie strasznie wkurzyć. Wszystko się zmieniło od kiedy poszłam na urlop macierzyński. Dwa lub trzy razy w tygodniu zawsze przychodzi do nas do domu. Informuje mnie o tym, gdy jest już prawie na miejscu. „Cześć, Kamilcia, jesteś w domu? Byłam niedaleko i postanowiłam wpaść”. Nie mam nawet czasu coś powiedzieć, gdyż dzwoni już do drzwi.

Próbowałam na różne sposoby dać jej do zrozumienia, że mogę mieć własne plany i rzeczy do zrobienia. Mogę odpoczywać z dzieckiem po nieprzespanej nocy, mogę pić herbatę z przyjaciółką, mogę sprzątać, mogę robić zupełnie coś innego. Ale nie obchodzi jej to. Jest przekonana, że jest mile widziana. Przecież jest teściową, zawsze muszę na nią czekać. Każdego dnia, o każdej porze!.

Tym razem patrzyłam przez okno i zauważyłam moją teściową. Postanowiłam nie otwierać drzwi. Wiedziała, że jestem w domu, gdyż obok drzwi stał wózek, ale postanowiłam przeciwstawić się. Dzwoniła do drzwi, pukała, ale jej nie otworzyłam. Niezbyt dobrze się czułam z tym, że teściowa musi stać w zimnej klatce schodowej, ale zdecydowałam, że będzie to dla niej dobra nauczka.

W końcu teściowa strasznie się obraziła. Poskarżyła się na mnie mojemu mężowi, który teraz też uważa, że zachowałam się niezbyt ładnie. Próbowałam do niej zadzwonić, żeby wszystko wytłumaczyć, ale ciągle nie odbiera. Teraz nie przychodzi do nas, nawet nie pyta jak się miewa jej wnuk, - opowiada zdezorientowana Kamila.

Główne zdjęcie: life