Zgubiłam portfel w centrum handlowym. Zorientowałam się dopiero po powrocie do domu - gorączkowe przeszukiwanie torebki, kurtki, samochodu. Nic. Karty, dokumenty, gotówka - wszystko przepadło. Zgłosiłam na policję, zastrzegłam konto, wściekła na siebie i roztrzęsiona jak nigdy.
Dwa dni później zadzwonił domofon. "Pani Anna Wójcik?" - zapytał męski głos. "Mam coś, co chyba należy do pani. Znalazłem portfel. Mogę wejść?"
Zeszłam po schodach z bijącym sercem. Drzwi otworzył starszy mężczyzna, może siedemdziesięcioletni. Schludny, siwy, w granatowym płaszczu. W ręku trzymał mój portfel.
"Leżał na ławce przy wejściu do galerii" - powiedział. - "Ktoś najwyraźniej go podrzucił."
Podziękowałam, zaprosiłam na herbatę.
Odmówił. Ale zanim się odwrócił, spojrzał na mnie uważnie i zapytał:
"Jak ma pani na imię? Naprawdę Anna?"
Zdziwiona kiwnęłam głową.
Uśmiechnął się smutno. "Tak myślałem. Ma pani oczy jak Ela."
Zamarłam. Moja mama miała na imię Elżbieta.
"Przepraszam, zna pan moją mamę?" - zapytałam.
Mężczyzna zrobił krok w tył. "Nie powinienem… Ale nie sądziłem, że ją tak przypominasz. Przepraszam." I już miał odejść, ale zdążyłam powiedzieć:
"Proszę zaczekać. Widzę pana twarz od dzieciństwa. Na zdjęciu w szufladzie mamy. Zawsze mówiła, że to ‘ktoś z dawnych czasów’. Ale nigdy nie powiedziała, kto."
Zatrzymał się. Westchnął.
"Byłem kiedyś bardzo blisko z twoją mamą" - powiedział cicho. - "Bardzo blisko."
Zaprosiłam go do środka.
Usiedliśmy w kuchni. Herbaty nie tknął.
"Twoja mama była moją narzeczoną. Dawno temu. W 1972 roku mieliśmy się pobrać. Ale coś się wydarzyło."
Zaniemówiłam.
"Mój ojciec nie zgadzał się na ten związek. Rodzina naciskała. Byłem tchórzem. Wyjechałem do Niemiec, zostawiłem ją samą. Kiedy wróciłem, była już z kimś innym. Nie chciała mnie znać. I wtedy dowiedziałem się, że była w ciąży. Ale nikt mi nie potwierdził, czy to dziecko… moje."
Patrzył na mnie w milczeniu.
"I co pan wtedy zrobił?" - zapytałam.
"Pojechałem raz do jej domu. Zobaczyłem was z daleka. Miałaś może trzy lata. Byłaś podobna do niej. Ale uciekłem. Nie miałem odwagi. Przez lata śledziłem z daleka. Raz zobaczyłem cię na cmentarzu. Wiem, to brzmi jak obsesja. Ale nie chciałem burzyć twojego życia."
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
"Więc… chce pan powiedzieć, że może pan być moim ojcem?"
Kiwnął głową. "Nie chcę niczego od ciebie. Po prostu… chciałem wiedzieć, czy jesteś szczęśliwa."
Rozmawialiśmy jeszcze długo. O życiu, o wyborach, o tym, jak jedno tchórzostwo może złamać całe życie. Kiedy wyszedł, zostawił mi numer telefonu. I kopertę. W środku było stare zdjęcie mamy i jego - przytulonych, młodych, zakochanych. Na odwrocie ktoś napisał: "Na zawsze - B. 1971."
Minęło kilka tygodni. Zrobiłam test DNA. Potwierdził, że jestem jego córką.
Nie powiedziałam tego nikomu poza mężem. Tata, ten, który mnie wychowywał, nie żyje od lat, a mama… zabrała tajemnicę do grobu. Ale teraz wiem więcej. I wiem, że miłość, nawet niewypowiedziana, zostawia ślady. Czasem ukryte w szufladzie. Czasem w oczach nieznajomego, który po latach znajduje twój portfel - i twoją przeszłość.