Francuski projektant mody i biznesmen. Zmarł 29 grudnia 2020 roku w wieku 98 lat.

„Pracując nad sukienką nie myślę o konkretnej kobiecie i jej ciele. Najpierw tworzę sukienkę, a dopiero potem umieszczam w niej osobę.”

Swój sukces zawdzięczam Francji - tam zobaczyli mój talent. Ale w głębi serca, jeśli chodzi o gust, nadal jestem Włochem.

Nie pokazuj zbyt wiele, elegancja jest tajemnicza. Dior mnie tego nauczył.

Christian Dior powiedział mi kiedyś: „Zawsze chciałem być Cristobalem Balenciagą”.

Coco Chanel bardzo mi zazdrościła. Byłem wtedy niesamowicie przystojny, młody, utalentowany. A ona - cóż, powiedzmy, była już w wieku.

Nigdy nie byłem pod wpływem nikogo.

Odniosłem sukces bez pomocy pieniędzy. Tylko talent i to wszystko. Stworzyłem siebie. Jestem wyłącznym właścicielem swojego nazwiska i marki.

Jeśli masz styl, to on może stać się marką. A moda jest ulotna.

Elegancja to absolutne zrozumienie siebie, swoich mocnych i słabych stron. Nie możesz nosić wszystkiego bez wyjątku, nawet jeśli jesteś całkowicie uroczy. Elegancja tworzy styl.

Pracuj w ciszy i nie słuchaj nikogo poza swoim sumieniem. Jeśli zawsze będziesz polegać na innych, nie odniesiesz sukcesu.

Byłem całkiem utalentowany. Cieszyłem się, że moja praca sprawia ludziom przyjemność. Być sługą, a nie niewolnikiem.

Pracując nad sukienką nie myślę o konkretnej kobiecie i jej ciele. Najpierw tworzę sukienkę, a dopiero potem umieszczam w niej osobę.

Ubrania mają za zadanie modelować sylwetkę.

Przewidywałem erę kosmiczną: estetyka przestrzeni pojawiła się w moich kolekcjach jeszcze zanim loty kosmiczne stały się rzeczywistością. Już jako dziecko wyobrażałem sobie, że pewnego dnia ktoś odwiedzi księżyc.

W 2069 roku kobiety nosić będą pleksiglasowe klosze oraz ubrania w formie tub. A mężczyźni będą nosić eliptyczne spodnie i kinetyczne tuniki. Ludzie będą latać do biura na Księżyc lub Mars w moich kosmicznych strojach.

Skończywszy jedną rzecz, od razu przechodzę do drugiej. Nie lubię się zatrzymywać, muszę ciągle coś sobie udowadniać.

Codziennie rano pracuję nad szkicami. I nie chodzi tylko o szkice - chodzę na szwalnię. Uczyniłem to regułą, jak tancerze, którzy nieustannie trenują, żeby nie stracić formy. Ja też muszę trenować.

Ulice były moim celem. Chciałem, żeby moje imię, moje kreacje rozbłysły wszędzie. Gwiazdy, księżniczki... to nie jest dla mnie. Głęboko ich szanuję, nawet jadłem z nimi obiad, ale nie widzę ich w moich sukienkach. Wszyscy ci sławni ludzi wyglądaliby w nich śmiesznie.

Luksus to coś rzadkiego, złożonego i eleganckiego. Domy takie jak Hermès są świetne, ale bardziej im chodzi o pieniądze niż kreatywną różnorodność. Przede wszystkim jestem projektantem, twórcą. Pieniądze to konsekwencja mojej kreatywności.

Spotkania i znajomości miały ogromne znaczenie w moim życiu. Christian Dior, poeta Jean Cocteau, reżyser Jean Delannoy, ilustrator Christian Bérard. Oni zaszczepili we mnie elegancję, wdzięk i pewność siebie. Gdyby nie praca z Cocteau i Mare przy „Pięknej i Bestii” (1946), nie zostałbym Pierre Cardinem.

Podróżowałem po całym świecie 27 razy. Byłem w Japonii 56 razy, w Indiach 37, w Rosji 28, w Chinach 22 razy... Świat wydaje mi się teraz bardzo mały.

Poznałem dobrze kraje komunistyczne, mimo że przyjechałem tam jako przedstawiciel kapitalizmu. Ten kontrast zawsze wydawał mi się interesujący.

Znalazłem szczęście w pracy.

Nikt nie zajmie się tobą lepiej niż ty sam.

Mój świat dobiega końca. Czekam na koniec. KONIEC. 95 lat to całkiem solidny wiek. Osiągnąłem wszystko, co chciałem. Przeżyłem niesamowite życie, zrealizowałem wszystko, co zaplanowałem. Miałem wszystko, o czym marzyłem. Teraz po prostu czekam na koniec.

Główne zdjęcie: esquire.ru