Pewnego dnia, podczas ładowania śmieci, śmieciarz usłyszał pisk. Miał nadzieję, że to zabawka...
To, co dla jednego jest śmieciem, dla drugiego jest skarbem. Kto tak dobrze zna tę zasadę, jeśli nie kierowcy śmieciarki? Każdego dnia do samochodów trafiają fragmenty czyjegoś życia, przypomnienia o minionej miłości i inne rzeczy, które nagle przestały być potrzebne. Każdego dnia pracy William Montero i John Keyes stoją z tyłu śmieciarki, gdy samochód powoli przejeżdża ulicą od jednego śmietnika do drugiego. Potem podnoszą kosz, zręcznie go opróżniają – wszystko, co trafiło do śmieciarki, już nie da się uratować.
Pewnego ranka William zawahał się przed opróżnieniem kolejnego kosza. Usłyszał cichy, ale rozpaczliwy pisk dochodzący z jednego z worków. Przez cały czas, kiedy mężczyzna szukał źródła dźwięku, ostrożnie podnosił i rozwiązywał worki, miał nadzieję, że to tylko dziecięca zabawka, z której zapomnieli wyjąć baterii. Ale w worku znalazł chudego rudego kociaka, który był cały w śmieciach.
Maleństwo miało około dwóch miesięcy i desperacko walczyło o życie: otwierało buzię i miauczało tak często, jak tylko mogło. William wyciągnął malucha z worka, otarł brud z zaczerwienionych oczy i wziął go w ramiona. Kociak przylgnął do swojego zbawiciela, jakby był jego jedynym wsparciem na tym świecie (w pewnym sensie tak było). W tym czasie kolega pospiesznie sprawdził resztę worków na śmieci - sprawdzając, czy nie ma braci lub sióstr tego maleństwa. Na szczęście tego dnia w śmieciach nie było innych kociąt.
Kociaka wsadzili do pudla, ale on nie chciał tam pozostawać - bał się znajdować w ciasnej przestrzeni, a wciąż starał się znaleźć z powrotem w ramionach Williama, nie chciał go przestać przytulać. Koledzy zaczęli dyskutować, jak nazwać tego rudzielca: wybierali między Rusty a Hopper - tak nazywa się tylna platforma śmieciarki. Zdecydowali się na drugą opcję - zabrzmiało w niej słowo „nadzieja”, „hope”. Ale nadszedł czas, aby William i John ruszyli dalej, a Hopper najwyraźniej potrzebował pomocy weterynarza.
Wtedy koledzy zadzwonili do szefa - i ku ich zaskoczeniu szef natychmiast przyjechał, zabrał maleństwo i zawiózł go do weterynarza. Zdrowie kociaka pozostawiało wiele do życzenia: stan zapalny oczu i dróg oddechowych. Ale kociak został wyleczony. Po jakimś czasie został przejęty przez schronisko dla zwierząt „Arka Noego” - tam dla rudzielca Hoppera znajdą nowych właścicieli.
Ratownicy nie pozostawili maleństwa na pastwę losu: przed oddaniem go do schroniska zebrali dla niego posag: legowisko, przytulny miękki domek i kilka zabawek. Żegnając się, przytulili się ponownie – rudzielec trafił do rodziny do domu tymczasowego, która nadal będzie go leczyć i szukać najlepszych właścicieli.
Główne zdjęcie: google.com