Norman Seeff to klasyk fotografii portretowej. Jego portrety celebrytów są uderzająco intymne i szczere. Każda sesja trwała kilka godzin i była jak spowiedź. Pytał swoich bohaterów o ich życie, karierę, wzloty i upadki. Nagrywał na wideo ich wyznania. Przez prawie pół wieku swojej kariery fotograf zgromadził unikalne repozytorium około tysiąca rolek filmów z takich sesji. Można zobaczyć na żywo moment maksymalnej bezbronności wielkich muzyków, pisarzy, naukowców i wynalazców.

„Nakręciłem tak dużo, że mogłem obejrzeć tylko połowę tego, co nakręciłem - mówi Norman. - Nie wywoływałem filmu, tylko odłożyłem go do magazynku. Nie mieliśmy wtedy pieniędzy i powiedziałem: „Wyjmijmy taśmę z kamery, przewińmy, zaklejmy i odłóżmy do przechowania do lepszych czasów”.

Skarbiec Seeff'a zawiera 500 filmów ze słynnymi gwiazdami, kiedy jego bohaterowie byli w procesie twórczym: śpiewali, pisali muzykę, improwizowali, tańczyli i dzielili się osobistymi wspomnieniami.

„Nie chodzi o fotografię, chodzi o komunikację” - powtarza bez przerwy fotograf. Przed jego kamerą otworzyli się Ray Charles, Tina Turner, John Travolta, Andy Warhol, Steve Jobs, Michael Jackson, Stevie Wonder, Mick Jagger, Hugh Hefner, Cher i wielu innych. Z każdym z nich Seeff ma swoją własną poufną historię. Na tym polega wyjątkowość jego metody. Nie brał do ręki aparatu, dopóki osoba przed nim nie była sobą.

„Kiedy Ray (muzyk Ray Charles) przyjechał po raz pierwszy, był wobec mnie małomówny. Posadziłem go i zapytałem: „Skąd wiedziałaś, że umiesz śpiewać, że masz głos? Nagle stał się niesamowicie podekscytowany. Usiadł przy fortepianie i kiedy rozmawialiśmy, jego palce nie mogły oderwać się od klawiszy, dosłownie komponował muzykę wykorzystując nasz dialog.”

Johnny Cash na zdjęciu improwizuje na swojej gitarze z zamkniętymi oczami. Młoda Jodie Foster patrzy z powagą w kamerę. Cher czesze swoje wspaniałe, długie włosy. Jego ujęcie młodego Steve'a Jobsa w pozie lotosu z komputerem Macintosh zostało uznane za kanoniczne. Po śmierci Jobsa w 2011 roku, właśnie to zdjęcie zostało umieszczone na okładce „Time”.

„Po prostu siedzieliśmy na podłodze i rozmawialiśmy ze Stevem o twórczości - wspomina fotograf. - Nagle prawie podskoczył i powiedział: „Och, chcę ci coś pokazać! Wybiegł z pokoju, wrócił i usiadł w pozycji lotosu z komputerem na kolanach. To był właśnie ten moment!".

Norman Seeff ma na swoim koncie wiele sesji zdjęciowych, o których może opowiadać godzinami, ale jeśli zapytamy go o najbardziej znaczącą, z pewnością przypomni sobie sesję, która w pewnym sensie zapoczątkowała jego karierę - sesję zdjęciową młodej jeszcze i mało znanej piosenkarki Patti Smith oraz jej bliskiego przyjaciela, fotografa Roberta Mapplethorpe'a. Patti nie wydała wtedy jeszcze swojego debiutanckiego albumu „Horses”, który uczynił z niej gwiazdę; Mapplethorpe nie był jeszcze znanym fotografem.

Był rok 1968 i Seeff właśnie przeprowadził się do Nowego Jorku z RPA, gdzie pracował jako lekarz medycyny ratunkowej. W jego rodzinnym kraju szalał apartheid, na który Seeff nie chciał się zgodzić. W Nowym Jorku Norman znalazł się bez dokumentów, z dwoma tysiącami dolarów w kieszeni i starym aparatem fotograficznym.

„Po czterech miesiącach bez pracy zdałem sobie sprawę, że będę musiał zmienić branżę (Seeff nie mógł praktykować medycyny, bo nie miał amerykańskiej licencji). Wtedy właśnie postanowiłem stworzyć portfolio. Przywiozłem kilka zdjęć z RPA, wcześniej pasjonowałem się fotografią. Były dobre, ale nie miały nic wspólnego z nowojorską subkulturą. Postanowiłem robić sesje zdjęciowe codziennie, po prostu zacząłem chodzić do miejsc, gdzie mogłem znaleźć interesujących ludzi, do takich jak Max's Kansas City, bar w centrum miasta, który był centrum subkultury. Warhol i jego gang tam byli, tam poznałem Roberta i Patti. To było przypadkowe spotkanie, nic o nich nie wiedziałem, sam do nich podszedłem i zaproponowałem zrobienie sesji, a oni się zgodzili.

Patti Smith i Robert Mapplethorpe przedstawili Seeffowi Warhola i jego przyjaciół. Jego portfolio prac zainteresowało znanego grafika Boba Cato. Zaprosił Normana do zrobienia zdjęcia na okładkę albumu „Stage Fright” zespołu „The Band”. Fotografie Seeff'a zrobiły na nim wrażenie, a okładka błyskawicznie stała się popularnym przedmiotem kolekcjonerskim.

Reszta jego kariery również rozwijała się szybko. Z rekomendacji Cato, Seeff przeniósł się do Los Angeles i został dyrektorem kreatywnym wytwórni płytowej „United Artists Records”. Rok później otworzył własne studio na Sunset Boulevard, które stało się jego osobistym laboratorium twórczym. Seeff organizował tam swoje wielogodzinne sesje zdjęciowe, które przyciągały kilkusetosobowe tłumy widzów. To właśnie tutaj pracował przez wiele lat, rozwijając swoje nieortodoksyjne podejście do portretu. Norman Seeff przeistoczył się tu z fotografa w filmowca dokumentującego prawdziwą naturę człowieka. Pomimo zaawansowanego wieku, obecnie ma 82 lata, fotograf jest nadal aktywny w swoim zawodzie: dużo fotografuje, bada naturę kreatywności, reżyseruje reklamy, filmy dokumentalne i prowadzi warsztaty.

foto: google

foto: google

foto: google

foto: google

foto: google

foto: google

foto: google

foto: google

foto: google

foto: google

foto: google

foto: google

foto: google

foto: google

foto: google

foto: google

Główne zdjęcie: google.com