"Nie liczcie na naszą pomoc, doróbcie się sami!" - powiedziała nam moja teściowa, która ma dwa mieszkania. W jednym mieszka z mężem, a drugie wynajmuje. Taka była nasza sytuacja, kiedy się pobraliśmy. Byliśmy młodzi i naiwni, mieliśmy nadzieję, że pomogą nam z mieszkaniem. Ale życie płata figle.

Stanowisko rodziców mojego męża było takie. Skoro zdecydowaliśmy się zalegalizować nasz związek, to zdajemy sobie sprawę z odpowiedzialności, jaką na siebie bierzemy. Musimy więc ciężko pracować, aby się utrzymać. Nie mieliśmy innego wyboru, więc zaczęliśmy pracować.

O dzieciach wtedy nawet nie myśleliśmy. Naszym celem było zarobienie pieniędzy na własne mieszkanie. Jak dziś pamiętam okres, kiedy oszczędzaliśmy każdy grosz, żeby uzbierać na wkład własny. Ograniczaliśmy się absolutnie we wszystkim i w końcu osiągnęliśmy nasz cel. Ale jakim kosztem?

Na wakacje mogliśmy wyjechać raz na kilka lat. Nasza dieta była prosta i dość skromna, rozrywka nie wchodziła w grę. Ale kiedy mieliśmy już własne mieszkanie, nadszedł czas, aby pomyśleć o dzieciach. Urodziłam bliźniaki w dość zaawansowanym wieku. Teraz nasze dzieci mają 8 lat, a mój mąż i ja mamy po 44 lata.

Kiedy teściowie przekraczają wszelkie granice

Z moją teściową i teściem praktycznie nie mamy kontaktu. Wcześniej, kiedy się spotykaliśmy, uważali za swój obowiązek kończyć każdą rozmowę moralizowaniem. Chociaż Krzysiek i ja nigdy już nigdy ich o nic nie poprosiliśmy. Po tym incydencie z mieszkaniem zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy zdani tylko na siebie.

Wystarczyło nam spotykać się z krewnymi kilka razy w roku, na święta. Przez resztę czasu w ogóle nie interesowali się naszym życiem. Nie mieli czasu! Oboje mają przyzwoitą emeryturę, a lokatorzy co miesiąc płacą czynsz. Teściowie dużo podróżowali i żyli dla własnej przyjemności.

Jednak wszystko się skończyło, gdy teść ogłosił, że odchodzi do innej. Najwyraźniej jakaś młoda dziewczyna zakochała się w przyzwoitych pieniądzach i stabilnym mieszkaniu. Tyle tylko, że jedno mieszkanie należało do ojca mojego męża. Po rozwodzie wziął je dla siebie. A drugie mieszkanie (to, które wynajmowali moi teściowie) trafiło do teściowej.

Ma już 65 lat i nie jest przyzwyczajona do życia w pojedynkę. Emerytura jej nie wystarcza, życie w luksusie się skończyło. Mieszkanie wymaga generalnego remontu, ale oczywiście nie ma na to pieniędzy. Tonący brzytwy się chwyta. Teraz mama Krzysztofa dzwoni do niego i żąda, by jej pomógł: "Jestem twoją matką, musisz mi pomóc".

No właśnie, musi? Szczerze mówiąc, nie mam najmniejszej ochoty kontaktować się z moją teściową. Przez tyle lat nie przejmowała się nami i naszym stanem, a teraz nagle potrzebuje niezawodnego najukochańszego syna. Krzysztof również nie spieszy się, aby spełnić wszystkie wymagania swojej matki, ma wątpliwości. Kiedyś odmówiła mu pomocy, a teraz on odmawia jej.

Przez te wszystkie lata staliśmy się sobie obcy. Dlaczego więc teraz musimy rezygnować ze wszystkiego i wydawać mnóstwo pieniędzy na remont mieszkania, w którym nawet nie mieszkamy? Myślę, że warto przypomnieć sobie słowa mojej teściowej: "Nie liczcie na naszą pomoc!". 

Główne zdjęcie: youtube