Czuję się zraniona - gdy byłam potrzebna, moja synowa była wobec mnie miła. Ciągłe dzwoniła – „mamo, kiedy przyjedziesz”. Potem przestalam być potrzebna, więc za każdym razem mówi do mnie „po co Pani ciągle wtrąca się w nasze życie”.
Syn ożenił się osiem lat temu. Zaczęli mieszkać z synową w mieszkaniu, które z mężem podarowaliśmy im na ślub. To było mieszkanie mojej mamy, zrobiliśmy tam remont i kupiliśmy meble. Na początku miałyśmy dobre relacje z synową. Wzajemnie okazywałyśmy sobie szacunek, składałyśmy życzenia z okazji świąt, dawałyśmy prezenty. Starałam się nie wtrącać w życie młodej pary, razem z mężem nadal pracowaliśmy.
Poza tym nadal pamiętam swoją teściową, która ciągle się wtrącała w nasze życie, więc nie chciałam stać się taką osobą. Nie zamierzałam uczyć synowej prowadzenia domu - życie nauczy, poza tym teraz w Internecie można znaleźć odpowiedź na każde pytanie. Skoro mój syn z nią mieszka, to znaczy, że wszystko mu odpowiada.
Mniej więcej rok po ślubie dowiedzieliśmy się, że wkrótce zostaniemy dziadkami. To była bardzo radosna wiadomość. Obiecałam, że w razie potrzeby zawsze mogą liczyć na moją pomoc, więc synowa była wdzięczna.
Młoda mama potrzebowała mojej pomocy od pierwszych dni. Swatka nie mogła przyjechać ze względu na swoją pracę, gdyż mieszka w innym mieście, więc po wypisie ze szpitala prawie zamieszkałam z młodym małżeństwem, wracałam do domu tylko po to, żeby się przespać. Synowa na początku bała się dotknąć dziecka.
- Jest taki mały, co jeśli niechcący zrobię mu krzywdę - płakała.
Musiałam ją wszystkiego nauczyć, a niektóre rzeczy musiałam robić sama. Przez pierwsze pięć miesięcy tylko ja kąpałam wnuka, a synowa stała obok i się przyglądała. Byłam pod telefonem przez całą dobę, synowa potrafiła zadzwonić do mnie o pierwszej w nocy, jeśli dziecko marudziło albo wydawało jej się, że coś się dzieje.
Nie było to dla mnie łatwe, gdyż wiek dawał już o sobie znać, ale cierpliwie tłumaczyłam, opowiadałam, pokazywałam, uspokajałam. Potem było już łatwiej, synowa nauczyła się pewnych rzeczy i zaczęła sobie radzić sama. Ale nadal często dzwoniła do mnie i pytała „mamo, kiedy przyjedziesz”.
Kiedy mój wnuk poszedł do przedszkola, zgodziłam się opiekować nim na zwolnieniu lekarskim. Młoda rodzina musiała zarabiać pieniądze. Szyłam stroje na przedstawienia, robiłam filmiki z występów naszego chłopca, by pokazać je rodzicom, chodziłam z nim do przychodni.
Mogę powiedzieć, że wychowałam wnuka sama. Zawsze byłam obok. Syn i synowa chętnie korzystali z mojej pomocy. Trzy lata temu zmarł mój mąż, więc wnuk był dla mnie jedynym pocieszeniem, które pomagało mi nie popaść w rozpacz.
Syn zapewniał mnie, że zawsze jestem mile widziana w jego domu. Poczułam ulgę, wiedząc, że nie jestem sama. Ale czas mijał, wnuk poszedł do szkoły. Swatka rozwiodła się z mężem i przeprowadziła się bliżej córki. Od tego momentu moja pomoc nie była już potrzebna.
Ale wtedy to ja zaczęłam potrzebować pomocy. Nie miałem pojęcia jak naprawić kran. Co zrobić z telefonem komórkowym, który z jakiegoś powodu zaczął się nagrzewać i wyłączać. Dzwoniłam do syna lub synowej, by prosić ich o pomoc.
Ale mój syn ciągle pracował, gdyż postanowili kupić trzypokojowe mieszkanie, więc oszczędzali na wkład własny. Gdy dzwonię do niego to obiecuje, że przyjedzie w weekend, ale nigdy nie ma czasu. Potem mówi „mamo, wpadnę w tygodniu”. Tylko obiecuje, ale nie przyjeżdża. Gdy dzwonię do synowej, to ona jest niezadowolona, ma wymówki i prosi nie zawracać im głowy.
- Dlaczego Pani ciągle zawraca nam głowę? Problem z kranem - proszę zadzwonić po hydraulika, problem z telefonem - proszę udać się do serwisu. Po co Pani nam dzwoni? Zbyt mało czasu spędzamy razem z mężem z powodu tak dużej ilości pracy, a Pani wtrąca się w nasze życie! - Moja synowa mnie zbeształa.
Czułam się zraniona. Podczas gdy ona potrzebowała pomocy, ja byłam gotowa przyjechać w środku nocy. Gdy ja potrzebuje pomocy - proszę zadzwonić po hydraulika i udać się do serwisu. Obraziłam się. Nie dość, że wnuka prawie nie widuję, ponieważ teraz opiekuje się nim swatka, a syn w ogóle o mnie zapomniał.
Postanowiłam, że nie będę już o sobie przypominać. Jeśli przypomną sobie o mnie - dobrze, a jeśli nie, to taki jest mój los. Nie żałuję, że pomogłam synowej z wnukiem. Nawet gdybym mogła teraz cofnąć czas, nie postąpiłabym inaczej. Niech mają to wszystko na sumieniu. Nie zamierzam narzucać się im.
Główne zdjęcie: str