Czasami słowa potrafią boleć bardziej niż fizyczny ból. Nie spodziewałam się, że największy cios usłyszę właśnie od niej – mojej jedynej córki, osoby, którą kochałam najmocniej i dla której byłam gotowa zrobić wszystko. A jednak tamtego wieczoru usłyszałam słowa, po których świat, który budowałam przez lata, rozpadł się jak domek z kart.

– Zniszczyłaś mi dzieciństwo – powiedziała Kasia z chłodem w oczach. – Przez ciebie nigdy nie czułam się wystarczająco dobra.

To zdanie zabrzmiało jak wyrok. Siedziałam nieruchomo, wpatrzona w jej twarz, próbując znaleźć w niej choć cień dziecka, które tuliłam do snu, gdy miało gorączkę. Próbowałam dostrzec tamtą dziewczynkę, której wiązałam warkocze do szkoły i której co wieczór czytałam bajki. Ale widziałam przed sobą kobietę z oczami pełnymi żalu, pretensji i ukrywanego przez lata bólu.

Najpierw nie rozumiałam. Przecież wszystko, co robiłam, było z myślą o niej. Przez całe życie starałam się dać Kasi to, czego sama nigdy nie miałam – spokojny dom, dobrą szkołę, zajęcia dodatkowe, które rozwijałyby jej talenty. Pracowałam na dwa etaty, żeby zapewnić jej wszystko, co najlepsze. Nigdy nie chciałam, by czuła, że czegoś jej brakuje.

Ale tego wieczoru dowiedziałam się, że właśnie przez te oczekiwania, przez tę ciągłą chęć dawania jej „najlepszego”, zrobiłam jej krzywdę. Że ona przez całe dzieciństwo czuła się pod presją, że musi spełniać moje marzenia i oczekiwania, że nie była dla mnie wystarczająco dobra taka, jaka była.

– Zawsze słyszałam, że powinnam się bardziej starać, bardziej uczyć, być bardziej jak ktoś inny. Nigdy mnie nie słuchałaś, nigdy mnie nie rozumiałaś – wyrzucała mi, a ja czułam, jak każde słowo wbija mi się w serce jak igła.

Próbowałam się bronić. Mówiłam, że chciałam dobrze, że przecież nigdy nie zrobiłam niczego świadomie przeciwko niej. Że całe życie ją kochałam, nawet jeśli nie potrafiłam tego dobrze okazać. Ale im bardziej próbowałam się tłumaczyć, tym bardziej widziałam w jej oczach złość, a potem już tylko chłodną obojętność.

Tamtej nocy nie spałam. W domu panowała cisza, którą przerywał tylko mój cichy płacz. Chodziłam po mieszkaniu i przypominałam sobie wszystkie te lata, kiedy myślałam, że daję córce to, co najlepsze. Próbowałam zrozumieć, gdzie popełniłam błąd. Jak to możliwe, że przez tyle lat żyłam w przekonaniu, że jestem dobrą matką, a dziś dowiaduję się, że było zupełnie odwrotnie?

W kolejnych dniach zaczęłam analizować swoje życie. Wróciłam do wspomnień sprzed lat. Do tego, jak naciskałam na Kasię, żeby chodziła na dodatkowe lekcje, jak wymagałam od niej najlepszych ocen, jak porównywałam ją do dzieci znajomych, zawsze myśląc, że ją w ten sposób motywuję. I zaczęłam dostrzegać, że mogłam być dla niej zbyt wymagająca, że czasami, zamiast słuchać, narzucałam jej swoje rozwiązania. Ale nigdy nie robiłam tego ze złymi intencjami. Nigdy nie chciałam jej zranić.

Najbardziej bolesna była świadomość, że przez całe lata Kasia dusiła w sobie ten żal. Że uśmiechała się do mnie, spędzała ze mną czas, ale gdzieś w środku narastało w niej poczucie krzywdy. Że przez cały ten czas nie zauważyłam, jak bardzo była nieszczęśliwa.

Dziś nasze kontakty są bardzo ograniczone. Kasia przestała dzwonić. Kiedy sama próbuję się z nią skontaktować, rozmowy są krótkie, chłodne. Czasem myślę, że straciłam ją na zawsze. To najbardziej bolesne – świadomość, że osoba, którą kochałam najmocniej, patrzy na mnie jak na kogoś obcego.

Wiem, że nie mogę zmienić przeszłości. Nie mogę cofnąć czasu, zrobić czegoś inaczej. Ale nie potrafię przestać obwiniać siebie. Każdego dnia zastanawiam się, jak dalej żyć z tą świadomością, że nieświadomie skrzywdziłam własne dziecko.

Może kiedyś Kasia wybaczy mi, a ja wybaczę sobie. Może znajdziemy jeszcze drogę do siebie. Ale dziś jeszcze nie wiem, jak to zrobić. Dziś jedynie uczę się żyć z tym bólem, mając nadzieję, że któregoś dnia moja córka zobaczy we mnie nie tylko tę, która popełniła błędy, ale przede wszystkim tę, która zawsze – nawet nieudolnie – próbowała ją kochać.