Zamarłam, gdy to usłyszałam. Trzymałam w ręku zaproszenie, które przysłała mi siostra mojego byłego męża - z datą, miejscem, złotymi literami wypisanym imieniem mojego dziecka. A on, mój syn, jedyne, co miał mi do powiedzenia, to że "tak będzie lepiej".
Nie pamiętam, kiedy zaczęło się oddalanie. Może wtedy, gdy rozwiodłam się z jego ojcem. Michał miał wtedy 14 lat. Cichy, wrażliwy, zamknięty w sobie. Próbowałam być blisko, mówić, że to nie jego wina, że wciąż jesteśmy rodziną.
Ale on bardziej ciążył ku ojcu. Tam był spokój, nowy dom, bez emocji. Ze mną były łzy, nerwy, niepewność. Nie winię go. Po prostu wtedy wybrał łatwiejszą stronę.
Gdy skończył szkołę, wyjechał na studia i kontakt zaczął się rwać. Dzwoniłam, pisałam, proponowałam spotkania. "Nie mam czasu", "Dużo nauki", "Zadzwonię w weekend" - i cisza. Odzywał się rzadko. Coraz bardziej miałam wrażenie, że jestem dla niego ciężarem, nie matką.
Poznał ją dwa lata temu. Alicja. Młoda, ambitna, elegancka. Widziałam ją raz, przy kolacji. Była uprzejma, ale chłodna. Później Michał powiedział, że nie bardzo się dogadujemy. Że "mam trudny charakter". Że "za bardzo ingeruję". Ale ja tylko zapytałam, czy planują wspólne mieszkanie, czy on jest szczęśliwy. Zwykłe pytania matki.
Od tamtej pory widywaliśmy się jeszcze rzadziej. Na święta już nie przyjeżdżał. "Lepiej będzie u Alicji" - mówił. Coraz bardziej czułam, że tracę syna. Ale nigdy nie spodziewałam się tego, co usłyszę przed jego ślubem.
Zadzwonił tydzień po tym, jak dostałam nieoficjalne zaproszenie. Mówił długo, ale nie mówił nic. Krążył wokół tematu, aż w końcu powiedział to zdanie: "Mamo, nie chcę, żebyś była na ślubie. Alicja tak zdecydowała. Uważa, że to byłoby niezręczne. Lepiej będzie dla wszystkich, jeśli cię nie będzie."
Wtedy coś we mnie pękło. Chciałam krzyczeć, płakać, przekonywać go, że jestem jego matką, że to mój dzień tak samo jak jego. Ale nie zrobiłam tego. Powiedziałam tylko: "Rozumiem". Choć nie rozumiałam nic.
Dzień ich ślubu spędziłam sama. Zrobiłam sobie herbatę. Wyciągnęłam stare zdjęcia Michała - w przedszkolu, na rowerku, z urodzin. Myślałam o tym, jak kołysałam go do snu, jak trzymałam za rękę w pierwszym dniu szkoły. Jak byliśmy nierozłączni, dopóki życie nie zrobiło z nas dwóch nieznajomych.