Gdyby przyjaciele Mike'a dowiedzieli się, że kocha kocięta, nigdy by w to nie uwierzyli! Mike jest naprawdę brutalny, pokryty tatuażami, a obok niego świetnie wyglądałby pitbull. Właściwie wszyscy wokół niego tak myśleli, ale okazało się, że ten brutalny mężczyzna może nie tylko kochać małe koty, ale nawet płakać!
Trzech synów i malutka córka
Kilka miesięcy temu nasz bohater postanowił nieco zmienić swoje pole działania i zająć się zwierzętami. A potem odebrał telefon: „Mike, czy możesz wziąć kilka kociąt do domów tymczasowego?”
"Byłem tak podekscytowany!" - przyznaje mężczyzna. Oczywiście zgodził się i wkrótce w jego domu pojawiły się maleńkie kulki. Cztery piszczące dzieci czołgały się po jego ramionach, prosiły o jedzenie i patrzyły małymi, wyrazistymi oczami. Troje z nich to chłopcy, a śnieżnobiały kociak okazał się dziewczynką. Mike nazwał ją Leia.
Patrząc na kocięta, mężczyzna nie mógł uwierzyć własnym oczom: czy to wszystko naprawdę się z nim dzieje? Naprawdę zgodził się zostać „tatą” dla tych dzieci, które trzeba karmić godzinami i poświęcić im dużo uwagi?! Tak, zdarzyło się to Mike'owi i był częściowo zdenerwowany, a częściowo zachwycony!
Sytuację komplikował fakt, że kocięta miały niedowagę i zły stan zdrowia. Każdy dzień był jak walka o życie, która dzisiaj kończyła się na korzyść kociąt, ale jutro mogła zostać przegrana. Mike przez te wszystkie dni żył w atmosferze strachu i niepokoju o kociaki.
A potem jeden z kociąt umarł... To był malutki Yoda...
„Po prostu nie płacz, tylko nie płacz!” - Mike próbował nie ryczeć. I w tym momencie łzy spłynęły mu po policzkach jak grad. Ten pozornie brutalnie wyglądający mężczyzna płakał jak dziecko!
Żegnajcie dzieciaki
Wkrótce zachorowała również malutka Leia. Z dnia na dzień wyglądała gorzej, traciła na wadze, a Mike wpadł w panikę. Pobiegł do lekarza który powiedział, że kotka może umrzeć w każdej chwili. A jednak jest gotów pomóc, więc oferuje 7-dniową terapię, która pokaże, czy Leię można uratować przed śmiercią.
Dokładnie dzień później kociak poczuł się lepiej. To było niesamowite: wydawało się, że maleństwo ożyło. Biegała, skakała, bawiła się z braćmi i wyraźnie wyglądała lepiej. Lekarzowi udało się ją uratować!
Reszta tygodni, które kocięta spędziły z Mikiem, były spokojne. Maluchy podrosły i przybrały na wadze. A mężczyzna miał gulę w gardle: zdołał się do nich przywiązać, ale kociaki musiał odwieźć z powrotem do schroniska.
"Próbowałem powstrzymać się od płaczu!" - przyznaje Mike, ale okazało się to bardzo trudne. Rozstanie było smutne i bolesne. Mężczyzna przyznaje, że nie żałuje ani sekundy, że zgodził się zabrać malutkie kocięta do swojego domu i teraz ma nadzieję, że spotkają właścicieli, którzy pokochają je jak własne dzieci! Swoją drogą dodał, że nie raz jeszcze weźmie kocięta do domu tymczasowego!
Cóż, bardzo się cieszymy, że na świecie są tak wspaniali ludzie jak Mike i wierzymy, że jego mali podopieczni na pewno trafią w dobre ręce!
Główne zdjęcie: mimimetr.me