Historia obfituje w przykłady tego, jak pozornie nieetyczne badania wpłynęły na rozwój nauki. Jednym z tych, którzy nie bali się potępienia i odważyli się zaryzykować był Winthrop Kellogg. Wykorzystanie swojego syna jako obiekt badań? Zmuszanie go do dorastania z nową „siostrą” z królestwa zwierząt? Metody pracy Kellogga były naprawdę szokujące.
Pomysł na niezwykłe badanie przyszedł do Winthropa Kellogga w 1927 roku. W tamtym czasie uzyskał tytuł magistra psychologii na Uniwersytecie Columbia i szukał nowego tematu na pracę magisterską, która przyniosłaby mu sławę. Kellogg zawsze interesował się opowieściami o dzieciach dorastających w otoczeniu zwierząt w dżungli. Psycholog doszedł do wniosku, że środowisko drastycznie zmieniało ich sposób myślenia, zacierając ślady „człowieczeństwa”; to znaczy, że przeszedłszy krytyczne okresy rozwoju w środowisku naturalnym, dzieci te traciły zdolność uczenia się i socjalizacji w społeczeństwie ludzkim.
W czasach, gdy Kellogg żył i pracował, kwestia ta była gorąco dyskutowana wśród naukowców. Wielu z nich twierdziło, że ci „ludzie” rodzili się pierwotnie z anomaliami genetycznymi lub demencją, a nie przystosowywali się do świata zwierząt. Kellogg nie zgadzał się z nimi i starał się udowodnić, że jest inaczej. Ale do tego nie wystarczyła teoria. Potrzebny był eksperyment - desperacki, ryzykowny i moralnie oburzający. Oczywiście, nikt nie pozwoliłby mu wysłać małego dziecka do życia w dżungli. Kellogg postanowił więc zrobić coś zupełnie przeciwnego - przyjąć do swojej rodziny „dziecko” z królestwa zwierząt i spróbować „wychować je jak człowieka”.
Dla czystości eksperymentu potrzebny był człekokształtny - humanoidalna małpa, a raczej małpka-dziecko, aby zanurzenie w ludzkim środowisku było jak najgłębsze. „Obiekt” miał dorastać pod psychologicznym i fizycznym wpływem dorosłych, czyli jak zwykłe ludzkie dziecko. A kto lepiej poradzi sobie z tym zadaniem niż sam naukowiec i jego żona Luella, która wspierała męża we wszystkich przedsięwzięciach? Poza tym, w rodzinie było już dziecko, syn Donald, i Kelloggowi się wydawało, że to pomoże wzmocnić naśladowczy aspekt wychowania.
Naukowiec twierdził, że nie próbował zamienić małpy w człowieka. Chciał tylko sprawdzić, czy małpa wychowana wśród ludzi może przejąć ich cechy i stłumić swoje zwierzęce instynkty.
Winthrop i Luella nie zgadzali się co do szczegółów eksperymentu. Ale udało im się dojść do porozumienia. I wtedy pojawił się nowy problem - okazało się, że znalezienie odpowiedniego typu małpy nie jest łatwe. Para rozważała nawet wyprawę na Sumatrę, do ojczyzny orangutana, ale nie zebrała wystarczającej ilości pieniędzy na podróż. Następnie para próbowała „wynająć” małpę przez towarzystwa zoologiczne, ale wszędzie spotykała się z odmową.
W końcu parze udało się zdobyć młodą samicę szympansa poprzez eksperymentalną stację hodowlaną człekokształtnych na Uniwersytecie Yale, a od nowojorskiej Social Science Research Council uzyskać fundusze na realizację projektu. 26 czerwca 1931 r. do rodziny Kelloggów dołączyła siedmiomiesięczna Gua. Donald Kellogg nie miał wtedy nawet roku. Chłopiec i szympans żyli jak brat i siostra w takich samych warunkach. Spali w tych samych łóżeczkach, jedli to samo jedzenie, nosili te same ubrania i grali w te same gry. Matka kąpała, chwaliła i karała Gua w taki sam sposób jak Donalda. Winthrop regularnie poddawał swojego syna i szympansa testom oceniającym ich zachowanie i zdolności intelektualne.
Source: youtube.com
Gua szybko przyzwyczaiła się do nowego otoczenia. Chętnie zasypiała w czystym łóżeczku na miękkim materacu, ale jeśli zabierano go na kilka dni, robiła się marudna i płakała. Szympans początkowo bardzo dobrze się zachowywał - nawet lepiej niż Donald. Gua była już silniejsza fizycznie od chłopca, skakała przez przeszkody, otwierała drzwi, pewnie trzymała w ręku łyżkę i szklankę z napojem, podczas gdy Donald często wszystko upuszczał. Kellogowie zauważyli, że Gua przystosowała się do ludzkiego życia szybciej niż ich własne dziecko. Bardzo wcześnie nauczyła się, że musi prosić o nocnik i z wyprzedzeniem informować o swoich potrzebach. W wieku 7 i pół miesiąca małpka wiedziała już, co oznacza słowo "nie". Kilka tygodni później potrafiła już opanować słowa "buziak" i "chodź". Gua miała co najmniej siedem różnych odpowiedzi na prośby, podczas gdy Donald miał tylko dwie.
Przez kilka miesięcy Gua osiągała lepsze wyniki, ale potem sytuacja zmieniła się diametralnie. Kiedy małpka i Donald mieli rok, różnica w ich rozwoju zaczęła się szybko zmniejszać. Donald dosłownie skoczył do przodu w komunikacji i rozumieniu mowy. Jego słownictwo zaczęło szybko rosnąć, a ponieważ język odgrywał ważną rolę w nabywaniu umiejętności społecznych, Gua zaczęła pozostawać daleko w tyle za chłopcem.
Po dziewięciu miesiącach eksperymentu, Kellogg rozczarował się wynikami. Zakładał, że ich wychowanka nigdy nie będzie w stanie mówić jak człowiek, ale miał nadzieję, że dźwięki, które wydaje, będą bardziej zbliżone do naszej mowy. Okazało się jednak, że Donald, który był w bliskim kontakcie z małpką od prawie że urodzenia nagle zaczął ją naśladować. Gdy tylko mimika i ruchy dziecka zaczęły przypominać raczej mimikę małpy niż człowieka, eksperyment musiał zostać przerwany, a Gua wróciła do stacji hodowlanej człekokształtnych.
Choć Kellogg nie dokończył dzieła, jego praca do dziś uważana jest za przełom w badaniach nad mechanizmami wpływu środowiska na wrodzone instynkty. Oczywiście, nie obyło się bez krytyków. Niektórzy naukowcy potępili wykorzystanie Donalda jako obiektu badań, podczas gdy inni negatywnie odnieśli się do faktu, że Gua została oddzielona od matki i rodziny jako niemowlę.
Małpa nie żyła długo. Rok po opuszczeniu domu Kelloggów, Gua zmarła na zapalenie płuc.
W 1933 roku Winthrop i Luella opublikowali książkę zatytułowaną „Małpa i dziecko”, szczegółowo opisującą ich obserwacje. Kończy się ona głównym wnioskiem z całego eksperymentu: „Dziedziczność i środowisko współpracują ze sobą, aby określić charakter każdego indywidualnego działania. Organizm żywy jako całość jest produktem obu tych czynników, a nigdy, w żadnych okolicznościach, tylko jednego z nich.” W latach 30. nie było to jeszcze tak oczywiste.
Główne zdjęcie: google.com